Długi majowy weekend powoli dobiega końca. Pierwszy kwartał nowego roku nie obfitował w wielkie produkcje na ekranach kin. Czas na zmiany. Najbliższe miesiące zapowiadają się niezwykle interesująco. Pierwsza z pozycji, na którą na pewno wybiorę się do kina i którą polecam wszystkim fanom produkcji Marvela to "The Avengers" w reżyserii Jossa Whedon. Główną atrakcją tegoż megahitu (bo jak tu inaczej nazwać film, którego ocena na największym światowym serwisie filmowym IMDB wynosi 8.8 w dziesięciostopniowej skali, a surowi krytycy ze strony rottentomatoes.com oceniają go na 92%) jest grupa słynnych amerykańskich superbohaterów - Iron Man, Hulk, Thor, Kapitan Ameryka, Sokole Oko i Czarna Wdowa - utworzona przez Nicka Fury (w rolę wcielił się sam Samuel L. Jackson!), szefa międzynarodowej agencji S.H.I.E.L.D. w obliczu globalnego zagrożenia.
Na amerykańskiej liście box-office ów megaprodukcja bije rekordy popularności. Jak będzie w Polsce? Przekonamy się 11 maja, gdyż właśnie na ten dzień zapowiedziana jest premiera "The Avengers".
Jednym z najbardziej oczekiwanych filmów 2012 roku jest niewątpliwie "Prometheus" Ridley'a Scotta, który na ekranach kin zawita jeszcze w tym miesiącu - 30 maja. Niestety Polscy dystrybutorzy zwiedli na całej linii i w naszym kraju najnowsze dzieło twórcy "Alien" będziemy mogli podziwiać dopiero od 20 lipca. Jako iż jestem wielkim fanem obcej kreatury z kosmosu, a fabuła Prometeusza ma nawiązywać do wątków serii "Alien", czuję się potwornie zawiedziony tak dużym opóźnieniem polskiej premiery hitu względem światowej. Niewątpliwie jedną z najbardziej ciekawych ról może się okazać postać Davida, w którego wcielił się Michael Fassbender, absolutny geniusz ostatnich lat. Ciekawy jestem również, jak poradził sobie Ridley z samą reżyserią, bo przecież jego ostatnim filmem gatunku science-fiction było nie co innego jak "Blade Runner" w 1982 roku. Nie sądzę jednak, aby "ojciec" Obcego odwalił kicz na miarę masowo produkowanych remake'ów horrorów z lat 80.
Ostatnim i chyba najbardziej oczekiwanym wakacyjnym blockbusterem jest zamykający trylogię przygód o Batmanie najnowszy film Christophera Nolana "The Dark Knight Rises" (w kinach od 27 lipca). I tutaj możemy spodziewać się arcydzieła absolutnego. Nolan nie raz już pokazywał, że potrafi wyznaczać nowe wzorce oraz kręcić filmy, które stają się kanonami światowej kinematografii. Moim skromnym zdaniem, tak samo może być w przypadku "Mrocznego Rycerza". Nie chodzi tutaj tylko o efekty specjalne ale o całokształt. Pamiętam jeszcze jak cały świat zachwycał się rolą nieżyjącego już Heath Ledgera, który wcielił się w postać psychodelicznego Jokera. Oglądając trailer ostatniej części przygód Batmana, ośmielę się napisać, iż znakomity Tom Hardy stanie się jeszcze bardziej przerażającym ucieleśnieniem głównego rywala Batmana - Bane. Poza Hardym i Christianem Bale w rolach głównym, superprodukcja naszpikowana została całą plejadą hollywoodzkich gwiazd takich jak: Michael Cane (Alfred), Gary Oldman (Komisarz Jim Gordon), Anne Hathaway (Kobieta Kot), Morgan Freeman (Lucius Fox) oraz Joseph Gordon-Levitt (John Blake).
Pozostaje czekać i szturmować kina, gdyż opisane tutaj filmy są pozycjami obowiązkowymi dla każdego szanującego się kinomana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz