Wielkimi
krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. W sobotę już
Wigilia, a co za tym idzie czas na słodkie lenistwo. Co prawda
pogoda wprawia mnie w iście depresyjny stan, a brak śniegu i
świecące słońce kradną ten piękny świąteczny klimat, spróbuję
sobie stworzyć namiastkę owego nastroju w domowym zaciszu. Mimo, iż
dla większości Polaków jest to czas spędzany w gronie rodzinnym,
wielu z nas zapewne sięgnie na półkę po jakiś film, czy też po
prostu włączy telewizję, żeby coś obejrzeć. Jako, iż jestem
kinomaniakiem, nie uchodziłoby mi nie przygotować się w należyty
sposób do świąt od strony rozrywki filmowej. Poniżej przedstawiam mój świąteczny repertuar filmowy przygotowany specjalnie na zbliżające się święta.
Family
Man (2000), reż. Brett Ratner.
Oglądanie
tego filmu po wigilijnej kolacji przy świątecznym stole stało się
dla mnie iście tradycją. Głównym bohaterem filmu jest grany przez
wszystkim znanego Nicolasa Cage, Jack Campbell, prezes jednej z
największych firm na Wall Street. Film rozpoczyna się sceną
pożegnania ze swoją narzeczoną rozgrywającą się na lotnisku. Po
13 latach Jack budzi się w Wigilię Bożego Narodzenia w
ekskluzywnym apartamencie, aby sprawdzić się w roli ojca i męża.
Padające płatki śniegu, magiczne słowa „Merry Christmas”
wypowiadane w ten świąteczny wieczór do ochroniarza siedzącego w
firmowym holu oraz świecące choinki sprawiają, iż trudno przejść
obok tego filmu obojętnie w grudniowy świąteczny wieczór.
Christmas
Vacation (1989), reż. John Hughes.
„Witaj
Święty Mikołaju” to chyba obowiązkowa pozycja stacji TVN na
święta (nie sprawdzałem czy również i w tym roku widzowie będą
mieli możliwość spotkania rodzinki Griswoldów skacząc po
telewizyjnych kanałach). Aż wstyd się przyznać, ale z filmu
pamiętam tylko dwie sceny: Clarka granego przez Chevy Chase'a
jadącego ze swoją rodziną po ogromną choinkę do lasu oraz
zawieszającego 30.000 lampek na swoim pięknym domu. Najwyższy
zatem czas wpaść na chwilę na święta do Griswoldów.
Bad
Santa (2003), reż. John Requa, Glenn Ficarra.
Requa
i Ficarra pokazują, iż nie każdy Święty Mikołaj musi przynosić
dzieciom prezenty. Tytułowy bohater tym razem je kradnie! Wspaniała
zabawa dla całej rodziny, którą mogę z czystym sumieniem polecić
każdemu, kto pragnie delikatnej odmiany w świątecznym klimacie.
Sam osobiście w tym roku zamierzam obejrzeć po raz pierwszy wersję
unrated (9 minut dłuższa
niż zwykła!)
Home
Alone (1990), reż. Chris Columbus.
Podobno
za sprawą stacji telewizyjnej Polsat emitującej film rok w rok
Kevin obok karpia i opłatka stał się dla Polaków swoistą tradycją
świąteczną. Popularne stało się nawet zdanie: „Nie ma Kevina,
nie ma świąt”. Cóż, tak jak w łatwy sposób jestem w stanie
zrozumieć zachwyt opowieści o 8 letnim chłopcu, tak też nie mogę
pojąć dlaczego ludzie wstydzą się przyznać do tego, iż
ubóstwiają ten film. Za przykład może tutaj posłużyć
zeszłoroczna decyzja Polsatu o rezygnacji z emisji filmu w okresie
świątecznym. Odzewem były tysiące listów z prośbami o pokazanie
go. Z racji tego, iż nie jestem fanem telewizji, a Kevina po raz
ostatni oglądałem kilka lat temu gdy jeszcze standardy jakości
wyznaczały nośniki DVD, powrócę do tego filmu w te święta tym
razem jednak już w rozdzielczości HD, która pozwala poznawać
każdy film tak naprawdę od nowa.
Home
Alone 2: Lost in New York (1992), reż. Chris Columbus.
A
jeśli dwaj przebojowi złodzieje oraz mały chłopiec mnie nie
znudzą, obejrzę również ich konfrontację w Nowym Jorku.
A
jeśli czas pozwoli...
A
Christmas Carol (2009), reż. Robert Zemeckis.
To
chyba jedyna znana mi dobra animacja w tematyce świątecznej. Fabuły
„Opowieści Wigilijnej” nie trzeba pewnie nikomu przedstawiać.
Warto jednak zaznaczyć, iż Zemeckis (niezapomniany twórca
fantastycznej trylogii „Back to the Future”) przyłożył się i
tym razem tworząc niewątpliwie jedną z najlepszych animacji
(technika motion capture), jakie było mi dane widzieć.
Christine
(1983), reż. John Carpenter.
Co
prawda ten film nie ma nic wspólnego ze świętami, ale przypominają
mi się czasy dzieciństwa, kiedy jedynym źródłem filmowym była
telewizja, a ja jako mały chłopiec siedziałem późnymi
świątecznymi wieczorami przed telewizorem oglądając adaptacje
powieści S. Kinga, zresztą jednego z moich ulubionych pisarzy.
Dlaczego zatem nie wrócić do tych wspaniałych czasów i nie obejrzeć „Christine” jeszcze raz?
The
Hitcher (1986), reż. Robert Harmon.
To
samo co „Christine” tyczy się również „Autostopowicza”.
Tutaj również budzi się tęsknota za beztroskim dzieciństwem, kiedy wpatrywałem się w bezwzględnie mordującego swoje ofiary Rutgera Hauera.
Poza
wyżej wymieniony filmami, mogę polecić oczywiście wszystkim znany
„Die Hard”. Przecież John McClane walczy z
grupą terrorystów opanowujących jeden z drapaczy chmur w Los
Angeles nie kiedy indziej jak właśnie w wigilijny wieczór. Nie można oczywiście zapominać o bardzo przyjemnej komedii romantycznej "Love Actually" z całą plejadą hollywoodzkich gwiazd.
Na
pojawienie się śniegu już nie liczę. Zima w tym roku jak chyba
nigdy zawiodła na całej linii. Pozostaje zatem spędzić trochę
czasu w kuchni przygotowując świąteczne potrawy, zjeść smażonego
karpia przy wigilijnym stole po czym przenieść się do świata
filmowych bohaterów rozkoszując się świątecznymi klimatami na
ekranie telewizora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz