wtorek, 20 grudnia 2011

Świąteczna propozycja filmowa

Wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. W sobotę już Wigilia, a co za tym idzie czas na słodkie lenistwo. Co prawda pogoda wprawia mnie w iście depresyjny stan, a brak śniegu i świecące słońce kradną ten piękny świąteczny klimat, spróbuję sobie stworzyć namiastkę owego nastroju w domowym zaciszu. Mimo, iż dla większości Polaków jest to czas spędzany w gronie rodzinnym, wielu z nas zapewne sięgnie na półkę po jakiś film, czy też po prostu włączy telewizję, żeby coś obejrzeć. Jako, iż jestem kinomaniakiem, nie uchodziłoby mi nie przygotować się w należyty sposób do świąt od strony rozrywki filmowej. Poniżej przedstawiam mój świąteczny repertuar filmowy przygotowany specjalnie na zbliżające się święta.

Family Man (2000), reż. Brett Ratner.
Oglądanie tego filmu po wigilijnej kolacji przy świątecznym stole stało się dla mnie iście tradycją. Głównym bohaterem filmu jest grany przez wszystkim znanego Nicolasa Cage, Jack Campbell, prezes jednej z największych firm na Wall Street. Film rozpoczyna się sceną pożegnania ze swoją narzeczoną rozgrywającą się na lotnisku. Po 13 latach Jack budzi się w Wigilię Bożego Narodzenia w ekskluzywnym apartamencie, aby sprawdzić się w roli ojca i męża. Padające płatki śniegu, magiczne słowa „Merry Christmas” wypowiadane w ten świąteczny wieczór do ochroniarza siedzącego w firmowym holu oraz świecące choinki sprawiają, iż trudno przejść obok tego filmu obojętnie w grudniowy świąteczny wieczór.


Christmas Vacation (1989), reż. John Hughes.
„Witaj Święty Mikołaju” to chyba obowiązkowa pozycja stacji TVN na święta (nie sprawdzałem czy również i w tym roku widzowie będą mieli możliwość spotkania rodzinki Griswoldów skacząc po telewizyjnych kanałach). Aż wstyd się przyznać, ale z filmu pamiętam tylko dwie sceny: Clarka granego przez Chevy Chase'a jadącego ze swoją rodziną po ogromną choinkę do lasu oraz zawieszającego 30.000 lampek na swoim pięknym domu. Najwyższy zatem czas wpaść na chwilę na święta do Griswoldów.


Bad Santa (2003), reż. John Requa, Glenn Ficarra.
Requa i Ficarra pokazują, iż nie każdy Święty Mikołaj musi przynosić dzieciom prezenty. Tytułowy bohater tym razem je kradnie! Wspaniała zabawa dla całej rodziny, którą mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto pragnie delikatnej odmiany w świątecznym klimacie. Sam osobiście w tym roku zamierzam obejrzeć po raz pierwszy wersję unrated (9 minut dłuższa niż zwykła!)


Home Alone (1990), reż. Chris Columbus.
Podobno za sprawą stacji telewizyjnej Polsat emitującej film rok w rok Kevin obok karpia i opłatka stał się dla Polaków swoistą tradycją świąteczną. Popularne stało się nawet zdanie: „Nie ma Kevina, nie ma świąt”. Cóż, tak jak w łatwy sposób jestem w stanie zrozumieć zachwyt opowieści o 8 letnim chłopcu, tak też nie mogę pojąć dlaczego ludzie wstydzą się przyznać do tego, iż ubóstwiają ten film. Za przykład może tutaj posłużyć zeszłoroczna decyzja Polsatu o rezygnacji z emisji filmu w okresie świątecznym. Odzewem były tysiące listów z prośbami o pokazanie go. Z racji tego, iż nie jestem fanem telewizji, a Kevina po raz ostatni oglądałem kilka lat temu gdy jeszcze standardy jakości wyznaczały nośniki DVD, powrócę do tego filmu w te święta tym razem jednak już w rozdzielczości HD, która pozwala poznawać każdy film tak naprawdę od nowa.


Home Alone 2: Lost in New York (1992), reż. Chris Columbus.
A jeśli dwaj przebojowi złodzieje oraz mały chłopiec mnie nie znudzą, obejrzę również ich konfrontację w Nowym Jorku.


A jeśli czas pozwoli...

A Christmas Carol (2009), reż. Robert Zemeckis.
To chyba jedyna znana mi dobra animacja w tematyce świątecznej. Fabuły „Opowieści Wigilijnej” nie trzeba pewnie nikomu przedstawiać. Warto jednak zaznaczyć, iż Zemeckis (niezapomniany twórca fantastycznej trylogii „Back to the Future”) przyłożył się i tym razem tworząc niewątpliwie jedną z najlepszych animacji (technika motion capture), jakie było mi dane widzieć.


Christine (1983), reż. John Carpenter.
Co prawda ten film nie ma nic wspólnego ze świętami, ale przypominają mi się czasy dzieciństwa, kiedy jedynym źródłem filmowym była telewizja, a ja jako mały chłopiec siedziałem późnymi świątecznymi wieczorami przed telewizorem oglądając adaptacje powieści S. Kinga, zresztą jednego z moich ulubionych pisarzy. Dlaczego zatem nie wrócić do tych wspaniałych czasów i nie obejrzeć „Christine” jeszcze raz?


The Hitcher (1986), reż. Robert Harmon.
To samo co „Christine” tyczy się również „Autostopowicza”. Tutaj również budzi się tęsknota za beztroskim dzieciństwem, kiedy wpatrywałem się w bezwzględnie mordującego swoje ofiary Rutgera Hauera.


Poza wyżej wymieniony filmami, mogę polecić oczywiście wszystkim znany „Die Hard”. Przecież John McClane walczy z grupą terrorystów opanowujących jeden z drapaczy chmur w Los Angeles nie kiedy indziej jak właśnie w wigilijny wieczór. Nie można oczywiście zapominać o bardzo przyjemnej komedii romantycznej "Love Actually" z całą plejadą hollywoodzkich gwiazd.
Na pojawienie się śniegu już nie liczę. Zima w tym roku jak chyba nigdy zawiodła na całej linii. Pozostaje zatem spędzić trochę czasu w kuchni przygotowując świąteczne potrawy, zjeść smażonego karpia przy wigilijnym stole po czym przenieść się do świata filmowych bohaterów rozkoszując się świątecznymi klimatami na ekranie telewizora. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz