Co prawda premiera trzeciej części wielkiego hitu Michael’a Bay’a „Transformers: Dark of the Moon” miała miejsce blisko dwa miesiące temu, jednakże z racji na podziały jakie wywołał między kinomanami, należałoby wrócić myślami do filmu i dokonać krótkiego rozważania na ten temat. Bay przez jednych kochany, przez innych nie lubiany. Moim skromnym zdaniem geniusz w swoim fachu. Twórca tak wspaniałych produkcji jak „Bad Boys”, „The Rock”, „Armagedon” i wreszcie „Transformers”. Ów reżyser na pewno nie należy do twórców kina ambitnego. Ale przecież świat nie kończy się na kinie ambitnym! Czasami potrzebujemy odskoczni od szarości życia codziennego, od smutków i dramatów i taką odskocznię, rozrywkę na najwyższym światowym poziomie może nam zagwarantować niewątpliwie Michael Bay.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5mHKwe7xamLwvF6dlZEJYRKN5a3ggVImJ1YtI6GGSuvSL3v-r9LbiGbGbaZGG1XHCkf1EirPueBrvRY1twA6ZaN0W3-gRAk5_nwWu5CFG5DKBhcyGp4UdN76pUTAtbnkaMS7xWrGlAtcV/s320/super8.jpg)
Wracając do samej sagi o robotach i krytyki widowni z jaką spotkała się trzecia część „Tranformers” można zauważyć pewien paradoks. Skonfrontujmy zatem dwa filmy z gatunku science-fiction, które pojawiły się na ekranach kin tego lata. Pierwszym z nich jest „Super 8” J.J. Abrams’a, film nakręcony z miłości do kina Spielberga, oddający jakoby hołd reżyserowi, który stał się niewątpliwie żyjacą legendą. W ostatnich latach nie mieliśmy do czynienia z filmem, który tak doskonale oddałby oryginalny klimat różnych produkcji Steven’a. Setki komentarzy na stronach internetowych narzekających kinomanów, porównujących dzisiejszy Hollywood do fastfood’a z przydrożnego McDonalda, tysiące wpisów na blogach o tym, iż prawdziwe kino gatunku science-fiction bezpowrotnie odeszło, aż w końcu stało się, Abrams postanawia wyjść temu wszystkiemu naprzeciw.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrH8brkAz4QdF9UZ7iH7SzSVbSFGvtMLSxcxy3SrdB7bcYXsAqas5jXTcwXwGkdy1Df1kgm4b76HitR_4YwavDtHD3z7u3fKjkpdjNvHb6H9S4eB_KsmrTi-aHi2rb98ijKd8W5UKGIsy_/s320/transy.jpg)
Do kina wchodzi jego najnowszy film. Zachwyt krytyki, zawód widzów. Trudno było nie przeczytać bądź nie usłyszeć komentarzy o tym jakiż to był nudny i słaby film, w którym kompletnie nic się nie działo. Chwilę później na ekranach multipleksów zagościł wspomniany już wyżej blockbuster Bay’a „Transformers”. I mimo, iż jestem wrogiem technologii 3D, to ta produkcja w kinie IMAX powaliła mnie na kolana. Czegoś podobnego nie widziałem od czasów Awatara Jamesa Camerona. Bay przeniósł widza w tok wydarzeń, pozwolił na przechadzanie się ulicami miasta, na spacer po księżycu, jak również spojrzenie robotom prosto w oczy z odległości kilku centymetrów. Okazuje się, że technologia 3D nie jest wcale taka zła. Trzeba być jednak mistrzem pokroju Bay’a czy Cameron’a, żeby stworzyć coś, przez co nie mamy ochoty na wyjście z kina po 5 minutach z powodu ogromnego bólu głowy i oczu. Niestety 90% reżyserów stosuje dziś pseudo-technologię 3D, bo jest to po prostu modne. Wracając jednak do tematu również i ta produkcja spotkało się z ostrą krytyką widzów. Film bez fabuły, bezsensowna nawalanka itd., itd. Możnaby mnożyc w nieskończoność komentarze niezadowolonej publiczności, która zapomniała, iż film nie miał się odznaczać wybitną treścią, ale miał zachwycać efektami specjalnymi oraz współczesnymi możliwościami technicznymi, które reżyser opanował do perfekcji. Krótko podsumowując można stwierdzić, iż polskiemu widzowi nie sposób dogodzić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz