Często mając ochotę obejrzeć jakiś film, okazywało się, iż nie powstały do niego jeszcze napisy w języku polskim. Ogarniało mnie wtedy zrezygnowanie, gdyż czułem się niewolnikiem polskich literek. Liczba amerykańskich produkcji, pojawiających się na rynku jest tak duża, iż nauka języka angielskiego wydaje się być oczywista, dlatego też pominę tą kwestię w poniższych rozważaniach. Jako przykład do refleksji, wybrałem francuską produkcję „Bienvenue chez les Ch'tis”, aby pokazać, iż nie na nauce języka angielskiego sprawa się kończy. Poza aspektem czysto językowym, chciałbym zwrócić uwagę także na rolę filmu w przekazie kulturowym.
Głównym bohaterem naszej opowieści jest Philippe Abrams, naczelnik poczty w Salon-de-Provence. Pragnący uszczęśliwić swoją żonę, której największym marzeniem jest zamieszkać na Lazurowym Wybrzeżu, Philippe dopuszcza się oszustwa, aby dostać posadę na wybrzeżu. Niestety, cały przekręt wychodzi na jaw, a nasz główny bohater zostaje przeniesiony do Bergues, małego miasteczka na północy Francji. Ma tam spędzić całe dwa lata! Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie liczne stereotypy, jakie w swoich głowach mają typowi południowcy na temat północy. Film, pełniąc tutaj rolą przekazu kulturowego, uczy nas o wyobrażeniach mieszkańców południa o swoich rodakach z północy. Według nich jest to zimna kraina, zamieszkana przez ciemny niegościnny, wulgarny lud, posługujący się niezrozumiałym narzeczem - „ch'ti”. Poza tym, panują tam mizerne warunki życiowe oraz wiecznie pada deszcz. Jak się okazuje, to tylko stereotypy, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, o czym w krótkim czasie przekonuje się nasz główny bohater, poznając urokliwe miasteczko i gościnnych, sympatycznych mieszkańców.
Kolejnym aspektem jest oczywiście wspomniany wyżej język. Jest to jeden z nielicznych filmów, którego cała moc polega na nieprzetłumaczalnych grach słownych oraz smaczkach językowych. Weźmy chociażby fragment dialogu pomiędzy Philippe'm i Antoine'm. Nasz główny bohater, tuż po przybyciu na miejsce, wchodząc do mieszkania zauważa brak mebli i pyta Anotine'a, gdzie one są. Ten na to odpowiada, że najwidoczniej poprzedni właściciel zabrał je ze sobą, bo były jego – fr. Les meubles, ch'est les ch'iens. Słowo chiens oznacza w standardowym języku francuskim psy. Natomiast w dialekcie ch'ti jest ekwiwalentem do polskiego słowa jego, które normalni Francuzi znają pod postacią siens. Różnica wynika z faktu, iż Francuzi z północy s wymawiają jako sz. Philippe, nie mający pojęcia o różnicach językowych, zrozumiał, że meble należały do psów. To jeden z wielu przykładów komicznych sytuacji przedstawionych w tej przezabawnej komedii. Pomimo ogromnego sukcesu filmu we Francji, gdzie obejrzało go 20,4 miliona widzów, oraz dużego zainteresowania zagranicznego, osobiście uważam, że jest to obraz skierowany do wąskiego grona widzów, a dokładnie rzecz ujmując, do ludzi znających dość dobrze język francuski.
Krótko podsumowując, mogę stwierdzić, że aby w pełni rozkoszować się filmami, warto zainwestować w naukę języków, przede wszystkim angielskiego, ale też innych, jak chociażby francuskiego, bo okazuje się, że istnieją także produkcje nieanglojęzyczne, zasługujące na uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz